Często chodziłem z moim ojcem do jego krewnych do Strugi i w trakcie dyskusji mojego ojca na tematy biblijne zetknąłem się z pojęciem: Nowenna Sacrum Poloniae Millenium…w kościele rzymsko-katolickim (inaczej: rzymskim i powszechnym) w ramach tychże obchodów, przypadających na lata: 1956 – do 1967, zgodnie ze słowami mojego ojca popartymi treścią Pisma Świętego…odbywały się uroczystości bałwochwalcze na cześć Marii matki Jezusa, który notabene, wyraźnie powiedział swoim naśladowcom: “nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko poprzez Syna”…oraz: ” kto mnie zna, ten zna Ojca”…
W ciągu wydarzeń związanych z tymi bałwochwalczymi uroczystościami, miały miejsce takie, które zasługują na odnotowanie, ze względu na swoje symboliczne znaczenie…
Chodzi tu o tzw.Peregrynację kopi “świętego” obrazu “Marii, Matki Boskiej Częstochowskiej”…polegało to na tzw. “pielgrzymce” tegoż obrazu, po wszystkich diecezjach w Polsce…
Komuniści “obraz aresztowali” – mimo, że to była jedynie kopia, bo orginał pozostawał w klasztorze częstochowskim…po jakimś czasie, “aresztowana kopia” została podstępem przejęta i znów rozpoczęła swoją “wędrówkę” po polskiej ziemi, po kolejnym “zatrzymaniu” kopi, była ona już pilnowana non stop…w nocy i w dzień, przez milicjantów, wtedy kardynał Stefan Wyszyński nakazał, aby Peregrynacja odbywała się z pustymi ramami…
Choć część społeczeństwa zdawała sobie sprawę, że za zasłoną jest tylko rama, to i tak fanatyczna większość, na kolanach witała orszak…
Moja mama była już wtedy ochrzczoną wyznawczynią świadków Jehowy, ale dała się przekonać kuzynce mojego ojca, cioci Marysi, aby wziążć udział w tzw. nocnym czuwaniu modlitewnym…
Owo czuwanie modlitewne miało się odbyć w domu, cioci Marysi, głównie dlatego, że zgodnie z poleceniem biskupa Bolesława Kominka ( jednego z głównych autorów tzw. listu biskupów polskich do biskupów niemieckich: “przebaczamy i prosimy o przebaczenie”) przed ustrojonym domem cioci Marysi, miał się orszak z ramami zatrzymać, a sam biskup Kominek miał…“nawiedzić” dom cioci Marysi, aby porozmawiać z siostrą Michaliną ( z domu Żukowską, czyli starszą siostrą Jana Żukowskiego i mojego dziadka, Bronisława Żukowskiego).
Siostra Michalina była do czasu swojej, kościelnej emerytury, Przeoryszą jednego z klasztorów Sióstr Szarytek i początkowo żyła nadal, w tym klasztorze, ale, jak sama wiele razy opowiadała…” została kilkakrotnie okradziona z biżuterii i innych, wartościowych przedmiotów przez biskupów i księży”, więc przeniosła się do domu cioci Marysi, gdzie zajmowała pokój z widokiem na ulicę generała Łączyńskioego…
Kiedy siostra Michalina rozpoczynała swoje opowieści z czasów, gdy była jeszcze Przeoryszą, ciocia Marysia wypraszała z kuchni nas, czyli mnie,kuzyna Zbyszka i jego siostrę,Krysię abyśmy się…” nie gorszyli za sprawą relacjonowanych grzechów hierarchów, jakich dopuszczali sie z młodymi siostrami zakonnymi”…
Słysząc od mojej mamy, o wizycie biskupa Kominka, zastanawiałem się, czy on też… z tymi siostrami zakonnymi…dopuszczał się występków nieobyczajnych…
Na moje zdziwienie, że moja mama ma zamiar wziąźć udział w tym tzw. “modlitewnym czuwaniu nocnym”…mama stwierdziła kategorycznie, że ona nie będzie się modlić, tylko jest ciekawa, jak będzie przebiegać ta peregrynacja, połączona z wizytą i rozmową biskupa z siostrą Michaliną…
Ojciec o niczym nie wiedział i miał w tamtym czasie nocną zmianę na kopalni, a mama zapewniła mnie: ojcu nic nie mów, ja mu sama powiem, a ty i Elżunia będziecie spać w tym czasie u cioci Marysi.
Mój ojciec bardziej był zainteresowany pozyskaniem egzemplarza świeżo wydanej Biblii Tysiąclecia, pod redakcją Zakonu Palotynium w Tyńcu pod Krakowem.
Kuzynka mojego ojca, ciocia Marysia, obiecała, że po Peregrynacji i wizycie biskupa w jej domu, ma tam nocować przez kilka dni jeden z redaktorów Biblii Tysiąclecia, zakonnik z Tyńca, który zgodził się na dyskusję biblijną z moim ojcem oraz warunek,iż w razie przewagi mojego ojca w tej dyskusji, podaruje mojemu ojcu jeden ezgemplarz tej Biblii…
W tamtym czasie istniało wydanie wstępne, przeznaczone jedynie dla duchownych, dopiero w roku 1966, zostało dopuszczone oficjalnie tzw. Wydanie pierwsze, o bardzo niskim nakładzie…
Pomimo moich, usilnych próśb, mój ojciec nie zgodził się, abym wziął udział w tej dyskusji ojca z zakonnikiem z Zakonu Palotinum : ” twoja kuzynka Krysia będzie lektorem, ona bardziej płynnie czyta” – zdecydowanym głosem stwierdził ojciec,wykluczając z mojej strony dalsze nagabywania.
Córka cioci Marysi była starsza ode mnie o kilka lat i być może płynniej czytała, ale poczułem się zignorowany przez ojca, wciąż mając jednak nadzieję, że ostatecznie ojciec weźmie mnie ze sobą na to spotkanie i dyskusję biblijną z tym zakonnikiem…
Jak się później okazało, zakonnik nie mógł dotrzymać pierwotnego terminu tej dyskusji, więc byłem przekonany, że ostatecznie zrejterował, tymczasem pewnego ranka po powrocie ojca z nocnej zmiany na kopalni, zauważyłem, że mama szykuje mu garnitur i świeżą koszulę, jakby miał gdzieś się udać z uroczystą wizytą.
Na moje pytanie o przyczynę tych przygotowań, ojciec usiłował mnie zbyć: ” idź spać, bo się nie wyśpisz i będziesz spał na lekcjach”…
Kiedy ojciec się mył w łazience, na moje pytające spojrzenie mama powiedziała: ” ojciec idzie dzisiaj na tą dyskusję z zakonnikiem, bo po tych modlitwach ten zakonnik nie może dłużej zostać w Wałbrzychu i wraca do swojego zakonu”…
Kiedy ojciec wyszedł z łazienki, zacząłem go prosić, aby mnie ze sobą zabrał, ale ojciec na odchodne jedynie obiecał, że opowie nam, jak ta dyskusja wyglądała.
Tymczasem tzw. “czuwania modlitewne” w domu cioci Marysi, miały się odbyć za kilka dni i ojciec nadal nie wiedział, że mama tam będzie…
Zgodnie z obietnicą jaką dałem mamie, miałem nic ojcu nie mówić, ale zaraz przyszło mi do głowy,że moja, młodsza siostrzyczka, Elżunia, być może zacznie opowiadać ojcu o tym, że nocowała u cioci Marysi.
Kiedy o tym powiedziałem mamie, ona tylko machnęła ręką mówiąc: “ojciec nie zwraca uwagi na to, co mówi Elżunia, więc nawet, jak zacznie coś takiego mowić, to pomyśli, że ona to sobie ubzdurzyła”.
Chciałem w końcu zapytać mamę, dlaczego tak naprawdę, chce być na tym “nocnym,modlitewnym czuwaniu” u cioci Marysi?
Dopiero kilka miesięcy później, mama mi powiedziała, że chciała się przekonać, sama dla siebie, czy będzie nadal odczuwać potrzebę uczestnictwa w zbiorowym odmawaniu różańca…
W rzeczy samej pomyślałem,że to chyba dlatego, wtedy po tym nocnym czuwaniu modlitewnym, mama dała cioci Marysi swój różaniec stwierdzając przy tym, że jej…już nie będzie potrzebny…
Później jedynie spytałem mamę: dlaczego nie wyrzuciła tego narzędzia bałwoczwalczych modłów?
Mama miała łzy w oczach kiedy mi odpowiadała: tak, to bałwochwalcza praktyka i tradycja, ale zbyt wielu ludzi odnosi się do tego z nabożeństwem, aby to wyrzucać na śmietnik…
W tamtym czasie nie rozumiałem wzruszenia matki, bo dla mnie było oczywiste, że te bałwochwalcze praktyki i zabobony, są otwarcie potępione przez treść Pisma Świętego, tymczasem moja matka wzrusza się opowiadajac o potraktowaniu swego różańca, w sposób dla mnie niezrozumiały, a przy tym świadczący o jej szacunku do tego bałwochwalczego narzędzia.
W trakcie naszego nocowania u cioci Marysi, rzeczywiście miało miejsce tzw. “arcybiskupie nawiedzenie” dokonane przez hierarchę dolnośląskiego Bolesława Kominka…oraz jego krótka rozmowa z siostrą Michaliną (z domu Żukowską).
Podniosła atmosfera,jaka roztaczała się w domu cioci Marysi w związku z owym “nocnym,modlitewnym czuwaniem”, oraz faktem “arcybiskupiego nawiedzenia siostry Michaliny” nie udzieliła mi się, zamiast tego, miałem zamiar już zapytać mojego kuzyna Zbyszka i kuzynki Krysi: “ciekawe, czy siostra Michalina będzie wspominać czasy, gdy biskupi i księża “nawiedzali z równą gorliwością młode siostry zakonne, powierzone jej opiece, jako ich przeoryszy?…
Oczywiście o nic takiego nie zapytałem, jak również nie skomentowałem plotki krążącej wśród modlących się w “nocnym czuwaniu”, że oto zdarzył się cud bo jakaś kobieta klęcząca przed pielgrzymującym obrazem zaczęła nagle krzyczeć,iż nie czuje bólu, jaki odczuwała przez wiele lat…
Słysząc , jak opowiada o tym ciocia Marysia i wychwala cudowną moc obrazu Najświętszej Panienki Maryji, miałem zamiar roześmiać się i wykrzyczeć z siebie: ludzie przestańcie opowiadać gusła, przeciez tam za tą zasłoną są tylko ramy, tam nawet nie ma żadnego obrazu, a gdyby był, to nawet gorzej, ponieważ tworzenie sobie podobieństw i modlenie się przed nimi, to jawne łamanie Bożego Przykazania!!!
Oczywiscie milczałem i potem robiłem sobie wyrzuty, że w obliczu rozmodlenia tych tłumów, zabrakło mi siły duchowej, aby to potępić…wewnętrznie – w tamtych chwilach – czułem się niczym sparaliżowany, w obliczu fanatyzmu tych tłumów i ich, modlitewnej, adoracji w stosunku do tworu ludzkich rak…
Ojciec wbrew swej obietnicy, nie opowiedział szczegółowo o swojej dyskusji z zakonnikiem ( jednym z tłumaczy Biblii Tysiąclecia), dyskusji, w której najwidoczniej odniósł zwycięstwo, skoro z dumą prezentował egzamplarz Bibli Tysiaclecia…
Dopiero po paru tygodniach , szukając w okolicy u krewnych, mojej mamy i w trakcie wizyty u cioci Marysi, gdzie akurat była moja mama i moja siostrzyczka Elżunia, usłyszałem relację cioci Marysi, która powiedziała mojej mamie: Jestem ciągle pod wrażeniem tej dyskusji naszego Staszka z tym zakonnikiem, bo ja myślałam sobie, że taki uczony i biegły w teologicznych zagadnieniach, bez trudu sobie poradzi z moim kuzynem…na koniec stanęło na tym, że jak twierdził zakonnik, twój mąż niewłaściwie interpretuje Słowo Boże bo posługuje się protestanckim przekładem, podczas,gdy Biblia Tysiąclecia jest tym prawidłowym, na co wskazuje odręczny list kardynała Stefana Wyszyńskiego,umieszczony na pierwszej stronie Biblii…wtedy Stachu zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał…poprosił zakonnika aby mu dał na chwilę jego egzemplarz Biblii Tysiąclecia, po czym pokazał odręczny list kardynała i zapytał: ” to jest ten, odręczny list?” i kiedy zakonnik potwierdził, wyrwał kartkę z tym listem po czym zapytał: “czy teraz cała treść tej księgi straciła swoją wiarygodność, bo nie ma już tego listu, czyżby podobnie było z innymi przekładami, są one nieważne bo nie ma tam takiego listu i zostały użyte słowa, które obecnie zostały zastąpione tymi, jakich używa się obecnie, przez co są one bardziej zrozumiałe dla ludzi tego pokolenia?…po tych słowach zapadła długa cisza, po czym zakonnik zakomunikował, że właśnie przegrał ten “zakład” i zarazem swój egzemplarz Biblii Tysiąclecia…” – po wysłuchaniu tej relacji, poczułem autentyczną dumę, że mój ojciec potrafił w dyskusji pokonać zakonnika z najbardziej uczonego Zakonu Palotynium w Tyńcu pod Krakowem…notabene jednego z tłumaczy z orginalnego języka Biblii na jezyk polski…
Tymczasem, fakt iż nie uczęszczałem na lekcje religii, tak jak moi koledzy z klasy, stał się przyczyną moich konfliktów z rówieśnikami…de facto, w moim szkolnym okresie, miałem tylko jednego przyjaciela, który mnie akceptował, pomimo, iż wiedział o moich innowierczych przekonaniach…
Niekiedy w czasie wspólnych pobytów w lesie, na tzw. “ogniskach”, miewałem z Krzysiem Cajzerem zażarte dyskusje,ale ostatecznie, nie miało to negatywnego wpływu na naszą przyjaźń…