Minione dekady w mojej ocenie…

Koniec roku skłania wielu do prezentowania swoich opini na temat tego, co ich zdaniem ważnego, wydarzyło się w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy…z uwagi na procesy kształtujące naszą rzeczywistość w bardzo złym kierunku, postanowiłem dokonać oceny minionych, pięciu dekad – oczywiście w oparciu o moje postrzeganie, wsparte osobistymi doświadczeniami…

Wielu jest zdania, że ocenę przeszłości należy pozostawić historykom i “patrzeć w przyszłość”.

Ten zaś, kto lekceważy doświadczenia przeszłości, kto z pogardą traktuje wiedzę historyczną, “nie wie co się kręci” – używając popularnego wśród młodych sformułowania – rzeczywistość, jaka go otacza, jest dla niego bez znaczenia, bo nie potrafi jej zrozumieć,ani tym bardziej, jej współkształtować.

Moje rozważania na temat minionych dekad, powinienem rozpocząć od nakreślenia atmosfery w jakiej wzrastałem – począwszy od lat szkolnych, po pierwsze doświadczenia życia dorosłego.

Pokazanie perspektywy z jakiej dzisiaj spoglądam na czas przeszły, nie byłoby pełne i zrozumiałe, gdybym nie odniósł się do doznań utrwalonych w pamięci własnej… – wzrastałem w rodzinie innowierczej,a konkretnie – wyznania świadków Jehowy – co wbrew pozorom, odcisnęło w mojej pamięci szereg różnych doświadczeń – nie zawsze miłych, biorąc pod uwagę, że świat moich rówieśników, w dużym stopniu podlegał “presji ” odruchowo, tradycyjnie i fanatycznie pojmowanej tradycji katolickiej, wymuszając w ich świadomości… na przykład … “konieczność zwalczania kociej wiary”

Mam świadomość, że powyższe sformułowanie “burzy niejako”, powszechnie pielęgnowane “poczucie tolerancji” – swoiste wyznanie, naszej, narodowej wiary w naszą wyjątkowość, na tle innych nacji.

Jeżeli piszę o tym, to tylko dlatego, że we wspomnianym okresie mojego dzieciństwa tamte doświadczenia zostały wyolbrzymione przeze mnie na wskutek “zderzenia” mojej wiary w tolerancyjność i gościność Polaków z rzeczywistymi- acz osobistymi i subiektywnymi – doznaniami.

Nie czułem się w żadnym stopniu prześladowany czy zaszczuty, ale chyba dlatego, że wbrew tamtym doznaniom, nie akceptowałem z jednej strony: roli ofiary – dając temu “wyraz” niekiedy za pomocą pięści – z drugiej: doznania takie nie znosiły we mnie przekonania, że Naród, to coś więcej, niż jakieś środowisko, w którym akurat dostrzegamy swoiste zaprzeczenie naszych wyobrażeń o Narodzie polskim.

Mojego przeświadczenia o rzeczywistym charakterze Narodu, nie mogły zakłócić występki, zło, bezduszność, czy wręcz zła wola wielu…

Gdyby było inaczej, nie pisałbym tych słów – a przyszłość Polski i Polaków, byłaby mi zupełnie obojętną…

Tym bardziej, że de facto, zmuszony do banicji politycznej, nie mam pewności – i mieć takiej pewności nie mogę – czy kiedykolwiek ,będę mógł powrócić do Ojczyzny, bez obawy o moje życie?

Od najmłodszych lat zostałem poddany rygorom panującym w wyznaniu moich rodziców, co nie budziło we mnie entuzjazmu,a więc nie był mi obcy “bunt młodych” przeciwko koncepcji na życie – koncepcji Starszych Zboru.

Z jednej strony studiowanie Pisma Świętego ( nie należy tego mylić z bezmyślnym czytaniem, jak wiadomo wielu czyta i nie do końca rozumie, co czyta i dopiero tematyczne rozważania treści Słowa Bożego, mogą owocować jego zrozumieniem),z drugiej ,nieustanne próby “współistnienia w środowisku rówieśników”, którzy po mszy niedzielnej,pozostawali w niezmiennym przeświadczeniu, iż mogą znów grzeszyć, bo od czego jest niedzielna spowiedź…

Wraca z mojej pamięci scena, kiedy goniony przez grupę chłopaków uciekam przed nimi, gonią mnie ich wrzaski: “ara wara, kocia wiara!” i grad kamieni, jako “ostateczne argumenty” na potwierdzenie ich świętej racji religijnej, oraz postać miejscowego proboszcza…

Stojąc w furcie prowadzącej na kościelny dziedziniec, z dobrotliwym uśmiechem przywoływał mnie do siebie i kiedy do niego podbiegłem, przytulił moją głowę, po czym dłonią natarł mi ucho tak silnie, że naderwał małżowinę.

Wyrwałem się z jego “pasterskich objęć” i uciekałem, słysząc za sobą jego słowa: “chłopcy dajcie mu spokój, on nie wie,że grzeszy”…

Chłopcy najwidoczniej “właściwie zrozumieli” słowa pasterza, bo gonili mnie, aż do momentu, gdy w końcu schroniłem się w domu mojej cioci.

W tamtym okresie obecna dzielnica Wałbrzych – Szczawienko, w większości zamieszkana była przez bogobojny lud katolicki, trudniący się rolnictwem, lub tzw. chłopo-robotników – w większości, ludzie spokojni i tego rodzaju wybryki chłopców traktujący w kategoriach – tzw. dziecięcych sporów, których powstawanie tłumaczone było, jako coś “normalnego”, wynikającego z nieświadomości…

Mój ojciec całą sprawę skwitował “krótko i rzeczowo” – ja cię za rączkę nie będę prowadzał, “nie daj sobie pluć w kaszę i nie bądź mazgajem, masz ręce, to się broń”…

Szybko “pojąłem tą radę” i z różnym rezultatem, ale zawsze “pryncypialnie”, broniłem się przed napaściami.

Z biegiem czasu nasza rodzina, została nie tyle zakceptowana, co “przyjęto do wiadomości”, że żyją tu także “ci z kociej wiary”.

Początek lat sześdziesiątych w Polsce, to był okres siermiężnego socjalizmu, którego synonim najlepiej obrazowało prześmiewcze relacjonowanie wystąpień towarzysza “Wiesława”, czyli Władysława Gomułki…z radością przekazywano sobie “wpadki słowne” pierwszego komucha w Polsce, typu: “chłopi wy świnie, wy świnie hodujcie”, czy: “każda kupa gnoju wywieziona na polskie pole, to cios w serce imperialistów”, lub “bratni naród radziecki rękojmą Ziem Odzyskanych”…notabene, wciąż żywe były wspomnienia o tym, jak to radzieckie ręce (rękojma)…rekoma obejmowały to, co cennego na Ziemiach Odzyskanych, pozostało po Niemcach…

Kiedy wsłuchiwałem się w opinie starszych, to bez trudu uświadamiałem sobie, że ta rzeczywistość jest nie do zmiany i nie pozostaje nic innego, jak…”kombinować tak, żeby zapewnić sobie i swojej rodzinie, jak najlepsze warunki”…

Socjalizm wykształcił u wielu tzw. “dziejową chytrość” i cwaniactwo ocierające się o drobne kradzieże, tłumaczone zawsze tak samo: “skoro teraz wszystko jest wspólne, to tak krawiec kraje, jak mu sukna staje”…

Czy takie postawy dałoby się pogodzić z treścią Nauczania Pisma Świętego – odpowiedź jest tu oczywista zarówno dla tych, którzy Słowo Boże traktowali poważnie oraz tych, którzy postrzegali je poprzez pryzmat: “prymatu i wygody powszechnej spowiedzi”pozwalajacej na… “kontynuację po uzyskaniu rozgrzeszenia”…

Jeżeli dzisiaj kogokolwiek dziwi powszechne rozdwojenie Jaźni, swoista schizofrenia życia społecznego, relatywizacja i moralność spod znaku: “konieczności stytuacyjnej”- to niech sięgnie do “skarbnicy doznań, minionych pokoleń, bo tam znajdzie odpowiedź na swoje “rozterki” – Taki jest Stan Faktyczny i dyskusja z tym jest pozbawiona sensu – inna sprawa, to wybór pomiędzy: prawdziwym dążeniem do zmiany stanu faktycznego,a działaniami pozornymi.

Ktoś przytomnie mógłby w tym momencie zapytać: w obliczu szalbierstwa i gry pozorów obliczonych na zniewolenie Narodu polskiego przez komuchów okresu PRL-u, co robili, oraz gdzie byli przywódcy religijni?

Z moich obserwacji wtedy – tym bardziej teraz, po sześciu dekadach życia – wynika jedno i najlepiej wyraziłem to w moim wierszu pt. Prometea, gdzie przyrównuję instytucjonalne,hierarchiczne struktury zorganizowanej religi, reprezentowanych przez tzw. “przywódców duchowych” do Wielkiej Wsztecznicy, która dopuszczając się nierządu duchowego z Bestią (czyli władzami politycznymi)…“(…)wyłażąc z jednego barłogu, na innym już chuć sposobi (…)”

Twierdzę – nie ja jeden – że “sojusz ołtarza z tronem”, to niezmienny aspekt naszej rzeczywistości, a nie tylko uświadomiona wiedza historyczna.

Pamiętam doskonale jeden z takich aspektów, związanych zarówno z tzw. Soborem II Watykańskim, jak również doznania związane z tzw. Listem Biskupów polskich do , biskupów niemieckich, czyli: “przebaczamy i prosimy o przebaczenie”…

Zostało zasiane ziarno kłamstwa, które “daje dzisiaj plon” w postaci relatywistycznych ocen stosunków pomiędzy Narodem polskim i niemieckim, oraz naszym narodem a Żydami…

Idea “przebaczenia” została podana w postaci zrównania ofiar z katami, ba…Papież Benedykt XVI dokonał iście szatańskiej relatywizacji stwierdzajc w Oświęcimiu, że :” Niemcy były pierwszą ofiarą nazimu…

W zestawieniu z obecnymi uroszczeniami niektórych – acz bardzo wpływowych – środowisk żydowskich, mamy do czynienia z kolejnym “plonem relatywizmu i dowolnej interpretacji wydarzeń historycznych – interpretacji według której to Polacy, jako Naród, mają zapłacić za zbrodnie Niemców, których z kolei ogłoszono pierwszymi ofiarami “nazistów ” -plemienia wymarłego i pochodzącego najprawdopodobniej z Marsa…

Niech nikt nie ulega mylnemu przeświadczeniu, że pisząc o “przywódcach religijnych” zapominam o jakimkolwiek innym wyznaniu…wszystkie i bez wyjątku wyznania i religie w większym,lub w mniejszym stopniu, są uwikłane przez swoich przywódców w “sojusz ołtarza z tronem” i uprawiają duchowy nierząd.

Sam akt rejestracji – będący formalnym wymogiem dla nieuważnych, ale dla wnikliwych, stanowiący dowód na powstanie takiego “sojuszu ołtarza z tronem”… jest uznaniem takiego “sojuszu”,jako aktu współuczestnictwa w Kwestii Spornej pomiędzy Bogiem Stwórcą a Lucyferem, po stronie Lucyfera i przeciwko Królestwu Bożemu.

Wszystko, co stanowi nasze – zbiorowe,narodowe doświadczenie historyczne i doświadczenie dnia codziennego – poświadcza powyższą tezę… i tylko nasze uwielbienie dla najważniejszego “Świętego”, czyli tzw. “świętego spokoju”, wypiera z naszych serc słuszność powyższej tezy.

Potem były kolejne akty prowokowane jak najbardziej za sprawą tzw. “bodźców ekonomicznych” – bodźców, które miały popychać Polaków ku “nowym zakrętom historii i kolejnym etapom mądrości”…

Zetknąłem się z zapowiedzią zastosowania “bodźców ekonomicznych” już w “wieku pacholęcym”, kiedy przysłuchiwałem się rozmowie mojego ojca z Mieczysławem Rakowskim, którego do naszego mieszkania z tzw. “wielkiej płyty” w dzielnicy wałbrzyskiej – Piaskowa Góra, przyprowadził mój wuj Wincenty.

Poznawczy szok – tak mógłbym nazwać dzisiaj, bo wtedy nie potrafiłem tego bliżej określić i wstrząsał mną tylko bezsilny gniew.

Rakowski kreślił wizję przyszłości, że trzeba będzie zastosować “bodźce ekonomiczne”, aby wyprowadzić gniewny lud na ulice, bo jest to najlepsza forma do zmiany przywódctwa w partii i pozbycia się tego siermiężnego socjalisty o powierzchowności chłopo-robotnika, towarzysza “Wiesława”.

Wyprowadzono lud na ulicę w 1970, potem w 1976 i w 1980-tym i choć postulaty były zawsze słuszne, to przeistoczono je potem w dalsze trwanie wybranych nad ciemnym ludem, znów sprowadzonym do rangi niewolników

Tak było i tak jest nadal – zmieniają się tylko “umiłowani przywódcy” – jak to trafnie nazywa Pan Stanisław Michalkiewicz.

Pamiętam, że jako dziecko często słyszałem, jak moi rodzice w tonie sarkastycznym powtarzali, że: “musimy się jeszcze trochę pomęczyć, i poświęcić ,aby naszym dzieciom żyło się lepiej” – To był rodzaj “optymizmu inaczej” – zupełnie jak różnica między pesymistą i optymistą: Pesymista mówi, że: “z roku na rok, będzie coraz gorzej, a optymista na to: nie jest tak żle, bo mogłoby być jeszcze gorzej”…

Jeżeli dzisiaj uczestniczymy w sporach między sobą, to do rangi najważniejszego parygmatu powinno się wreszcie przebić, w naszych skołowanych i zmanipulowanych umysłach: Jesteśmy niewolnikami Systemu, którego bogiem jest sam Lucyfer i skoro modlimy się o Przyjście na ziemię Królestwa Bożego, to w pierwszej kolejności powinniśmy podjąć trud uwolnienia się od tego Systemu, czego na pewno nie osiągniemy usiłując System reformować przy zastosowaniu i uznaniu reguł “wielkiej gry Systemu”…Czas,aby wreszcie to pojąć i zacząć tworzyć Wspólnotę Odrodzonego Narodu – Odrodzonego w duchu wolności Bożej i powrotu do godności człowieka, jako Istoty stworzonej na obraz i podobieństwo Boga Stwórcy.

Tego celu nie osiągniemy tocząc “spory o rozmiary i różnice łajdactwa” poszczególnych sitw partyjnych.

Proponuję po raz kolejny PION (Patriotyczną Insurekcję Odrodzonego Narodu) – Insurekcję w głównej mierze duchową i w zgodzie z zasadą, aby bojkotować wszystko, co Wam podsuną “przywódcy świeccy i duchowi, oraz wszelkiego rodzaju indywidua pełniące rolę autorytetów”…

Jaka jest alternatywa? – dalsze zniewolenie i w końcu całkowita likwidacja Narodu, który zostanie zastąpiony przez zbiorowość polsko-języczną – z czasem i to zostanie zlikwidowane – rządzoną przez obcy żywioł.

Minione dekady przemawiają do nas, ale widzę jeden problem: większość ma oczy, ale nie widzi, ma uszy,ale nie słyszy i ma rozum, ale nie wie do czego on służy…

Leave a Comment