Ostatni dzień w roku…
muszę się Wam przyznać, że go nie lubię.
Dlaczego? wielu z Was, być może zapyta…
Dlatego, że w tym właśnie dniu, uświadamiam sobie, jak każdego poprzedniego roku: miało być lepiej, wspanialej, normalniej,sprawiedliwiej, uczciwiej – jest jak zwykle, jak dotychczas i zmierzamy ku przepaści niebytu w sferze personalnej, jako Wspólnota,wreszcie jako Nasze marzenie o Wielkiej Polsce…
i wszystko dlatego,że pogrążeni w schizofronicznym, chocholim tańcu, nie potrafimy się wyzwolić z naszej niemocy.
A JEDNAK ISTNIEJE NADZIEJA…
Dość dawno temu, bo w latach osiemdziesiątych (1982) oraz, w drugiej połowie lat dziewiędziesiątych ub. wieku , tworzyłem mój, sztandarowy wiersz pt. PROMETEA (jest częścią mojego zbiorku pt. KSZTAŁT CISZY).
Na samym końcu procesu tworzenia, napisałem Inwokację,choć stanowi wstęp do trzy-częściowego wiersza.
W tej Inwokacji zwarłem opis Naszej rzeczywistości – Naszej, ludzi zwyczajnych, tych chodzących “w koszulach w kratę”, tych mających pod koniec miesiąca problemy z “dopięciem” domowych budżetów, tych którzy pragną, aby sprawiedliwość znaczyła Sprawiedliwość, prawo obowiązywało, jako Prawo Wszystkich, a nie tylko Nas, stawiając ponad Prawem różne, “szczególne Kasty i Elity”…
I jeżeli jest pośród ludzi jakiś wyraźny Podział, to przebiega on właśnie według tego Aksjomatu: krwiożerczo-pasożytnicze i stosunkowo nieliczne ” elity” – A po drugiej stronie- MY, jako Większość = ludzie prości ( związek ze słowem: Prośba!), zwyczajni (od słowa Zwyczaj,bo w zwyczaju i historii tej planety, od zawsze był taki podział!), żyjących z pracy pełnej znoju (od przekleństwa wobec Adama:” w pocie czoła i znoju zdobywać będziesz chleb, aż wrócisz do prochu, bo z prochu powstałeś i w proch się obrócisz…”).
Mamy Nadzieje, owszem bo bez jej posiadania, nie bylibyśmy w stanie przetrwać następnego dnia, te nadzieje są zwiewne, niczym mgła powstająca nad bagnami o poranku, niczym stado kraczących szyderczo wron, stadko zrywające się w popłochu przed naszym gniewem, jak My, podrywani w poranki dni powszednich przez alarm, ustawiony w zegarku, aby wejść w codzienny kierat i nadal toczyć ten Kamień Syzyfa pod góre, choć wiemy, iż…jutro rano… znajdziemy go u podnóża góry i znów przyjdzie nam go wtaczać na górę.
Jeżeli poczułeś się w tym momencie “zdołowany” – zwłaszcza w OSTATNI DZIEŃ TEGO ROKU…to nie czytaj tego, nie “linkuj”, nie “lajkuj”, niech Ci się wydaje, że błoga nie wiedza, brak krytycznego spojrzenia na swój los i los innych, przysporzy Ci “SPOKOJU”…
Odejdź w Krainę Złudzeń… Krainę, gdzie Wszystko, w czym uczestniczysz, Zawsze Kończy się Szczęśliwie – Życz Innym i Sobie Szczęścia, nawet gdy sam widzisz wokół siebie tragedie, niesprawiedliwość, zbrodnie i całe Zło tego świata, zamknij oczy tak, jakbyś już nigdy, miał ich nie otworzyć…Śpij głupcze ubrany w złudzenia, ululaj swoją duszę, aby Cię nie oskarżała o gnuśność, bylejakość i stratę kolejnych szans na rzeczywiste zmiany na lepsze…odejdź w stagnację – nazywaną przez Ciebie “trwaniem”… i nie wysyłaj mi żadnych życzeń dopóty…dpóki nie zrozumiesz mojej poezji i nie odnajdziesz drogi do własnego wnętrza duchowego!!!
INWOKACJA
Zwykłych ludzi los żebraczy,
niczym mgła o poranku…
Kiedy, stadkiem wron się zrywa
płochych snów nadzieja nikła,
Choć w tych ludziach,
ciągle żywa…
Żyją w piątek i sobotę,
bo niedzielnym po południem
do zwyczajnych, szarych zajęć
los koślawy ich popycha
Idą, z twarzą zasłoniętą
przed szyderstwem losu złego…
Jakżesz zatem żyć, umierać
będąc ciągle, sługą tylko?
Wciąż wsłuchując się, w ten nocny
dźwięk, zegara budzącego…
“Kiedyś, może będzie lepiej”
W coś takiego, wierzyć muszą…