Znaki czasów i konsekwencje ich lekceważenia…

Znane jest stwierdzenie księdza Bronisława Bozowskiego (cytat): “Nie ma przypadków, są tylko znaki”…

Podobnie rzecz ma się z innym stwierdzeniem, wielokrotnie wygłaszanym przez Pana Stanisława Michalkiewicza, że: “Historia dziejów ludzkości, to historia spisków, z których tylko część się udała”

Ludzie najczęściej nie potrafią rozpoznać znaków czasu, a jeśli nawet coś “jarzą”, to często dochodzą do wniosku, że to ich przerasta i każde ich działanie jest z góry skazane na niepowodzenie.

Inni z pokorą przyjmują do wiadomości, że w obliczu procesów będących częścią jakiegoś wielkiego planu, ich ewentualna aktywność, przypomina zmagania mrówki ze słoniem…

Mój przyjaciel Krzyś (przyjaciel od czasów szkoły podstawowej, jeden z nielicznych w moim życiu, przyjaciel z rodzaju takich, z którymi nawet po latach nieobecności,rozmawia się tak, jakby to była rozmowa z poprzedniego dnia..), kiedy mu powiedziałem w 1976 roku,że sowiecki bajzel, jaki znamy, nie przetrwa 25-ciu lat, odparł: “Brachu, ale z czym do ludzi, z motyką na słońce?, oni nas czapkami nakryją”…

Sowiet w postaci znanej nam z tamtych lat nie istnieje, ale jego miejsce zająła ideologia sowietyzmu kulturowego i ma się dobrze, rośnie w siłę i zagraża całej ludzkości,przybierając różne formy, choć wszystkie one zmierzają do Globalitaryzmu, czyli totalitaryzmu na skalę globalną.

Ktoś mógłby powiedzieć w tym momencie: twój przyjaciel mialłrację, bo przecież komuna nadal wywiera wpływ na kształtowwanie ludzkiej świadomości, a wszystko wskazuje, iż ostatecznie doprowadzi do celu głównego – rządu światowwego, z światową, w swej naturze uniwersalną, religią globalną…

Zastaną przez nas rzeczywistość możemy albo zaakceptować i ulec pomimo uświadomienia sobie, że zdążamy ku globalnej niewoli, lub się akumulować, ale istnieje trzecia możliwość, wybieraną przez nielicznych…

Możemy przyjąć za swój ludzki obowiązek wobec Stwórcy, który obdarzyl nas wolną wolą i jednocześnie godnością istoty myślacej, dla której poddanie się systemowi zniewolenia jest wyparciem się swej natury, istoty stworzonej na podobieństwo swego Stwórcy.

Pamiętam doskonale, jak w czasach naszego dzieciństwa siadaliśmy wokół ogniska i przekonywałem moich rówieśników. że cokolwiek się nie stanie i jakikolwiek będzie los Polaków, to tylko ci, którzy podejmą działania w obronie naszej Wspólnoty narodowej zasłużą na swoją przepustkę do historii.

Pamiętam również, że Krzyś w takich chwilach, z właściwym sobie sarkazmem wtrącał: pamiętajcie, że każdy z was nosi w tornistrze marszałkowską buławę…

Wzrastaliśmy na Przedgórzu Sudeckim,na terenach, gdzie niczym swąd wojennej spanielizny, unosiło się,jak natarczywa mantra: Ej tam panie, Mniamce tu wróco”…

Dzisiaj sobie myślę, czy ktoś z nas miał na tyle wyobraźni, aby wtedy przypuszczać, że to się rzeczywiście spełni?

Dzisiaj już krystalizuje sie obraz tego, co inni postanowili nam sprokurować:

Realizacja uroszczeń środowisk żydowskich spowoduje w swych finansowych aspektach niewolnictwo ekonomiczne Narodu polskiego, nie można wykluczyć realizacji koncepcji Judeopoloni, czy może raczej Polin, czyli wschodnie tereny Polski i zachodniej Ukrainy. I wtedy, w ścisłej koordynacji, jako część projektu, “Mniamce wrócą” i nas oczynszują, lub stopniowo wyrugują z zachodnich i północnych części Polski…

Zostawią środkowy pas – niewykluczone, że z dostępem do Bałtyku jedynie poprzez budowany przekop Mierzeji wiślanej ( o ile ten projekt nie zostanie porzucony…) – z Polski emigrują dalsze miliony i zostaną ludzie starzy, oraz najbardziej patriotyczna młodzież, pod warunkiem, że nie zostanie ona wcześniej wykrwawiona…

Było wiele znaków wskazujących, że wszystko zmierza do ukazanego powyżej scenariusza i byli wśród nas ludzie o tym mówiacy, ale ich głosy były “głosami wołających na pustyni”…

Nieskromnie zaznaczę, że należę do wielkiej rzeszy “wołajacych na pustyni”, przyznając, iż mój głos słyszało niewielu.

Dostrzegałem znaki czasu już jako uczeń szkoły podstawowej, być może dlatego, że wychowywałem się w rodzinie innowierczej, gdzie czytanie i studiowanie Pisma Świetego, było codziennym nakazem i uświadomioną,wewnętrzną potrzebą.

Napiszę teraz o takim, jednym ze znaków czasu, a raczej jego zapowiedzi, jako małej części większego planu…

Miało to miejsce tuż po upublicznieniu informacji o tzw. Liście Biskupów polskich do biskupów niemieckich słynne: “przebaczamy i prosimy o przebaczenie”.

O ile stwierdzenie: “przebaczamy” mieściło się w chrześcijańskiej etyce, aby przebaczać wrogom, o tyle słowa: ” i prosimy o przebaczenie”, przywoływały pytanie: Czy prosimy Niemców o przebaczenie, że nie daliśmy się, jako Naród do końca wymordować, a może za zabitych żołnierzy, którzy wczesnym rankiem 1-go września, 1939 roku napadli na Polskę?

Wierchuszka PZPR-u wykorzystała to propagandowo, co utożsamiało ją z emocjami większości Polaków – tego rodzaju manewr stosowany jest z powodzeniem do obecnych czasów – władza niekiedy podsyca nastroje, aby później wpisać się w powszechną narrację ,wzmacniając swój mandat władzy, w oczach swoich poddanych.

W czasach mojej młodości nazywane to było: wpuszczanie Polaków w kanał…

Nie zwróciłbym na to uwagi,gdyby nie pewne zdarzenie, po którym uważniej zacząłem się przyglądać wydarzeniom, zarówno tym pozornie nieważnym, jak i tym, z katalogu “zdarzeń na miare dziejów”.

Pewnego wieczoru stojąc pod blokiem (należę do pokolenia spod bloku…) razem z moim przyjacielem Krzysiem, usłyszałem od niego: “tylko popatrz, twój wuj Wincenty idzie tutaj z Mietkiem Rakowskim” zaraz dodał śmiejąc się przy tym:” ale załadowani, jak autobusy”…

W istocie, zobaczyłem mojego wuja, jak obejmując za ramiona Mieczysława Rakowskiego, wolno kieruje go do naszego bloku.

Mijając nas spytał tylko: “ojciec w domu?”

Kiedy potwierdziłem, ruszyli w kierunku bramy, a ja za nimi, wyjaśniając Krzysiowi, że później mu wszystko opowiem.

Mój ojciec kilka razy mówił o swoim kuzynie, że:” wuj Wincenty wprawdzie należy do PZPR, ale on jest, jak rzodkiewka, z wierzchu czerwony, a w środku biały”…

Podzielałem ta opinię znając go na tyle i wiedząc, że jego pramatyzm, nie można porównywać do oprtunizmu – wuj Wincenty szczerze wierzył, że należy w ramach istniejącego systemu robić tyle dobra, ile to tylko jest możliwe, bo póki co, innego państwa, jak PRL, Polacy nie mają.

Nie potrafię tu powstrzymać się od porównania dywagacji wuja Wincentego, do tych, niekiedy prezentowanych w kontekście legalizmu i prawa, przez Pana Stanisława Michalkiewicza…ba, nawet fizjonomia twarzy, czy ton głosu, są tu bliźniaczo do siebie podobne.

Zdjęcie mojego wuja Wincentego z okresu, gdy miał tyle lat, co teraz Pan Michalkiewicz, mogłoby zdziwić swoim podobieństwem, nawet największych sceptyków.

Wracając jednak do meritum, mój ojciec pozwalał mi przysłuchiwać się wywodom snutym przez starszych, ale zabraniał “wtrącania się”, być może dlatego, że często okazywałem odwagę zadawania pytań “bezczelnych”, lub wręcz prowokujących.

Dość szybko rozmowa starszych zeszła na temat wspomnianego listu biskupów polskich i wuj Wincenty wyjaśnił mojemu ojcu, że na Egzekutywie, z której wracają było to tematem debaty.

Rakowski wtrącił, że cała heca z listem zostanie i tak umiejetnie zagospodarowana, a tak w ogóle, to obecne władze partyjne najwyższego szczebla nie dorastają do wymogów współczesnej polityki…

Po czym rzucił kilka pogardliwych uwag na temat “bicia piany” przez towarzysza Wiesława (tow. Władysława Gomułki), który już “wyczerpał” swoje możliwości, ale przy zastosowaniu odpowiednich “bodźców” wobec społeczeństwa ewentualne zmiany staną się możliwe.

Wtedy padło słowo konwergencja ustrojowa, jako przyszłe działania w sferze międzynarodowej.

Nie miałem pojęcia co to słowo oznacza, więc spytałem wuja Wincentego co znaczy to słowo?

Wuj Wincenty powiedział, to tak, jak jest na przyklad z lisami, są rude, ale są też białe, żyjące na północy, ale to też lisy…

Rakowski rozgrzany dodatkowo winem postawionym na stole przez mojego ojca, zaczął swój wywód, że już wkrótce za pomocą ekonomicznych bodźców, wyprowadzi się ludzi na ulicę i wtedy nastąpią zmiany w kierownictwie, co z kolei umożliwi stopniową realizację konwergencji ustrojowej i wyjdziemy z tego siermiężnego zaścianka Europy…

Mój ojciec dolał wiecej wina własnego wyrobu, najwidoczniej zadowolony, że Rakowski “coraz bardziej puszcza farbę” – jak to później określił.

Rakowskiego opuścił rozsądek i zaczął snuć dywagacje, że zastosowanie ekonomicznych bodźców ,wzbudzi protesty społeczne i skieruje je przeciwko obecnemu kierownictwu, co w swej konsekwencji, otworzy drogę dla gremium reformatorskiego, które szuka możliwości jakiegoś sensownego kompromisu z Blokiem Zachodnim.

Mój ojciec “drążył temat” i spytał: “a co na to radzieccy?”

Rakowski w tym momncie nieco ochłonął, ale siłą inercji, oraz za sprawą ilości alkoholu w zmęczonym organiźmie, dokończył triumfalnie:

“towarzysze radzieccy nie tylko wszystko wiedzą, ale wierzą w nasze umiejętności, ktoś to przecież musi zacząć, pierwszy krok musi być zrobiony”…

a wuj Wincenty dodał: “dlatego ten list biskupów nie jest tak do końca zły”…

Wtedy nie “wytrzymałem” i zapytałem:

“co będzie, jak ludzie się dowiedzą, że to wszystko, to teatralne widowisko?”

Rakowski z wyraźnym rozbawieniem spojrzal na mnie i spytał wuja Wincentego:

“Ten młody człowiek, to kto zacz?”

Wuj Wincenty zaśmiał się i wtrącił pobłażliwym tonem:

” to nasz rodzinny buntowszczyk, ale dopiero rośnie”

Rakowski zaśmiał się na głos i spojrzał na mnie, po czym powiedział:

” To dobrze, będą nam potrzebne naturszczyki, bez nich nikt nie uwierzy w dziejowe zmiany”…

W tym momencie ojciec kazał mi iść na dwór, choć za oknem było już ciemno…więc poszedłem tylko do kuchni.

Kilka lat później idąc z moją mamą ulicą Słowackiego w Wałbrzychu, zobaczyłem tłum protestujacych górników, którzy na transparentach mieli żądania ukarania winnych strzelania do stoczniowców.

Na czele, z biało-czerwoną flagą szedł Zbyszek, którego dobrze znałem.

Myśl, aby się do nich przyłączyć była natychmiastowa, jak również reakcja mojej mamy, która chwyciła mnie za rękę z siłą, o którą nigdy bym jej nie podejrzewał i przytrzymując przy sobie, szeptem powiedziała:

” Nie pamiętasz, co mówił Rakowski, mało ci bylo problemów w szkole po tym, jak powiedziałaś przed nauczycielami i uczniami, jak to było w czasie inwazji na Czechosłowację?

Od razu przypomniałem sobie opowieść mojej mamy o prawdziwym obliczu inwazji na Czechosłowację, czyli “bratnej pomocy”,w której brało niestety LWP…

Moja mama w 1968 roku pracowała, jako jedna z wielu Polek z Wałbrzycha w Czechosłowacji, a konkretnie w zakładach Skodovka, produkujących samochody Skoda. Nie wróciła do domu na weekend, jak to wcześniej bywało, a tymczasem sowieci gromadzili wojska na granicy z Czechosłowacją.

Mój ojciec wyciągnął zakurzone radio, które przerobił tak, aby odbierało tylko radio Wolna Europa, a mnie i mojej młodszej ode mnie o cztery lata, siostrze przykazał, że nie wolno nam nikomu mówić, czego się teraz słucha, w naszym domu wieczorami…

Wybierał się nawet do wuja Wincentego, aby dowiedzieć się czegoś pewnego.

Wuj Wincenty zjawił sie pewnego wieczoru i powiedział,żeby się nie martwić,bo zapadła już decyzja, aby Polki przywieźć do Polski. Najwidoczniej nie wszystkie Polki zostały o tym należycie poinformowane, bo choć niektóre z Polek opuściły swoje stancje, to moja mama została wraz z kilkunasto osobową grupą kobiet z Wałbrzycha.

Pewnego wieczoru, wpadł do nich na stancję ich kierownik zmianowy z zakładów Skodovka i krzykiem poganiał je, aby sie pakowały – wołał: “kobitki wartko zbierajta się, bo zaraz tu Czesi przyjadą, żeby was na zakładniki brać!”

Najwidoczniej ten kierownik robił to dlatego, że czuł się zobowiazany zadbać o bezpieczeństwo swoich pracownic i wszystko zorganizował, bo niedługo po jego przyjeździe zjawił się kierowca z autokarem.

Moja mama opowiadała, że po drodze mijali spalone wozy bojowe armii czechosłowackiej i wszędzie tłumy Czechów.

W jakimś miasteczku, gdzie zatrzymali się, żeby skorzystć z ubikacji tłum ich rozpoznał i gdyby nie zimna krew kierowcy, który był żonaty z Polką i mieszkał w Wałbrzychu, to doszłoby do linczu.

Za odjeżdżającym autokarem sypały się kamienie i wyzwiska.

Polki zdziwiły się, gdy zauważyły, że kierowca nie tylko nie jedzie głównymi szosami, ale nie kieruje się na przejście graniczne w Kudowie Zdroju.

Wyjaśnił im, że teraz wszystkie granice przerwane i na większości z nich stoją sowieci, którzy na pewno ich zatrzymają, a jego aresztują za samowolny transport.

W okolicach Ścinawki, kierowca wjechał w las i leśnymi drogami kierował sie do granicy – ” znam taką drogę, że autobus powinien przejechać”- wyjaśnił wystraszonym kobietom.

Nagle odezwała sie seria karabinu maszynowego, poleciało szkło z okien i kierowca krzyknął: “kobitki padać na podłogę!”.

Kierowca zatrzymał autobus i wkrótce wpadło do środka kilku sowieckich żołdaków, wyciągnęli na zewnątrz kierowcę i zaczeli go okładać kolbami.

Polki wybiegły z autobusu i zaczęły krzyczeć do żołdaków, żeby nie bili kierowcy, bo on ich wywiózł bo Czesi chcieli je brać, jako zakładniczki.

Zjawili się oficerowie i wśród nich kapitan LWP i jemu kobiety opowiedziały dlaczego są tutaj i żeby ruscy wypuścili ich kierowcę, bo kto ich teraz zawiezie do Wałbrzycha.

Kapitan LWP poszedł do grupy sowieckich oficerów coś im tlumaczył, po czym wrócił w towrzystwie kierowcy, którego ruscy puścili.

Kapitan wyjął ze swojegoprzybornika mapę i przez chwilę coś tłumaczył kierowcy, na koniec głośno powiedział, nie zatrzymujcie się nigdzie a my powiadomimy oddziały rozlokowane na waszej trasie, żeby czasami was nie ostrzelały.

Dopiero, jak autobus ruszył jedna z Polek zauważyła, że z ramienia kierowcy sączy się krew – ” O Boże panie kierowco musi pan powiedzieć temu kapitanowi, to może jakiś opatrunek zakożą!”

Kierowca machnął zdrową ręką po czym stwierdził: “nic mi nie będzie, to tylko odłamek szkła, a do tych gadów po pomoc nie pójdę”…

Nad ranem dotarli do Wałbrzycha i kirowca kolejno odwoził pod dom Polki, aby w końcu samemu pojechać na pogotowie i do żony, z którą mieszkał w dzielnicy Piaskowa Góra..

Po kilku dniach moja mama dostała wezwanie na Komendę do gabinetu jakiegoś SB-ka, który “pouczył” ją, że “nie należy opowiadać o tym, co się widziało w Czechosłowacji”.

Jakiś czas po tym, w naszej szkole – w innych szkołach także – miał miejsce apel, na którym tłumaczono uczniom klas, od klasy piątej do ósmej, “jak należy rozumieć bratnią pomoc udzieloną, bratniemu narodowi czechosłowackiemu”.

Pani dyrektor, z pochodzenia Rosjanka, dobrotliwie zapytała, czy któreś z nas wie coś więcej na temat tego, co ostatnio wydarzyło się w Czechosłowacji?

Nie trzeba było mnie zachęcać, chwyciłem mikrofon i zacząłem “z grubej rury”:

“Moja mama pracuje w Czechosłowacji i opowiadała co tam się działo i nie jest tak, jak tu słyszymy”…

tylko tyle zdążyły usłyszeć inne dzieci, bo wożny wyłączył mikrofon, następnie wziął mnie za kołnierz, a Pani dyrektor krzyczała za mną:” do szkoły się nie pokazuj bez matki!”.

Jak się potem okazało, Pani dyrektor wnioskowała dla mnie pobyt w Domu Poprawczym, aby “odstraszyć innych”,ale mój wuj Wincenty pełnił w tamtym czasie funkcję Powiatowego Inspektora Oświaty i zdołal mnie wybronić, zresztą nie tylko ten jeden ten raz…

Trudno to sobie wyobrazić i sam nigdy bym nie uwierzył, gdybym tego nie widział w swoich aktach, ale ten incydent został odnotowany przez SB-cję…

Zobaczyłem tą notatkę, dzięki kpt. Henrykowi Hliwo ( oddelegowanego z SB do WSW) który z wiadomych sobie tylko powodów, już po zakończeniu śledztwa, prowadzonego przeciwko mojej osobie, przez Prokuraturę Garnizonową Śląskiego Okręgu Wojskowego,podzielił sieęze mną kilkoma szczegółami…

Podzielił się ze mna także we wrześniu, 1984 roku, informacją, że ksiądz Jerzy Popiełuszko jest na dzisięcio- osobowej liście na miejscu pierwszym; księży przeznaczonych do fizycznej eliminacji…( pisałem o tym kilkakrotnie w tekstach pt. “Zbrodnia nieukarana” oraz np. “Nieznane sekwencje wydarzeń związanych z Józefem Piniorem” … kpt.Henryk Hliwo najwidoczniej chciał coś wiecej powiedzieć, ale 10-tego marca, 2010 roku, miał tragiczny wypadek samochodowy, w Leśnicy pod Wrocławiem…kolejny znak i symboliczna cyfra, chyba tylko przypadkowo związana z późniejszą datą 10-go kwietnia, 2010 roku…

Do rangi groteski urasta sformułowanie typu: “już w wieku lat dwunastu dał się poznać ze swojej antysocjalistycznej postawy…” i tu następował opis mojego wystąpienia na szkolnym apelu…

“Ale tam jest Zbyszek!” – zawołałem mając nadzieję, że matka wypuści mnie ze swojego uścisku.

Manifestanci ruszyli w kierunku Placu Grunwaldzkiego i dały się słyszeć wybuchy, miejscowe ZOMO przywitało naród i rozpoczęło dawanie mu “lekcji wychowaczej”…

Po kilku tygodniach dowiedzieliśmy się, że Zbyszek został spałowany,aresztowany i następnie relegowany z Technikum Górniczego, co w następstwie wobec kogoś w wieku poborowym, oznaczało szybkie wcielenie do LWP, gdzie “znów uczono go zasad miłości do ludowej ojczyzny”…

Ale, ja też dałem się “wpuścić w kanał”, a może inaczej: “ujrzałeś braci niedolę i język przemówił za sercem” (to fragment z mojego wiersza pt. Prometea).

Po protestach w Radomiu i Ursusie, “kierownicza siła narodu” nakazała przetestowanie “ścieżek zdrowia” – działań, które płk.Mazguła swego czasu określił mianem: “kulturalnych wydarzeń”…

Po zmaltretowaniu robotników fizycznie, postanowiono poniżyć ich godność ludzką, wprzęgając do tego cały naród, a przynajmniej tą jego część, która za kawałek stęchłej, śmierdzącej kiełbasy “zwyczajnej” i bułkę, wręczane przy autokarach wiozących ich na pobliskie stadiony; uczestniczyła w “wiecach, potępiających warchołów z Radomia i Ursusa…”

Miałem wtedy niespełna dwadzieścia lat i pracowałem na budowie Huty Głogów II w miejscowości Żukowice.

Przełożeni w pracy byli ze mnie zadowoleni i powiedziano mi, że jestem na tzw. rezerwowej liście pracowników mających szanse na wyjazd do Libi lub Iraku, gdzie PRL budował zakłady przemysłowe, a więc także kominy, czym zajmowała się firma wrocławskiej Pieco-budowy.

Pracowaliśmy wtedy na obiekcie, na wyskości około 120 metrów, na tzw.kominie cztero-kanałowym, w którego wnętrzu kursowała winda dowożąca materiał i ludzi.

Poprzez krótkofalówkę dowiedzieliśmy się od pracowników wrocławskiego Mosto-stalu, że niedługo będziemy mieli wizytę dostojników partyjnych, którzy poinformują nas, że kończymy pracę,bo na dole zjawią się autokary i zawiozą nas na stadion w Głogowie…

W różnych miastach wiece odbywały się w innych terminach i od mojej cioci wiedziałem, ze wałbrzyscy robotnicy już “potępili swoich braci robotników”.

Krew we mnie się wzburzyła i zacząłem przekonywać moich kolegów, ze jak pojedziemy na dół, to tak, jakbyśmy sobie samym napluli w twarz, jakbyśmy napluli na godność istoty ludzkiej.

W naszej grupie było kilkunastu pracowników i jeden z nich prawie natychmiast zaczął krzyczeć: “jak te czerwone kurwy tu przyjadą, to zaraz ich na dół pozrzucam!”…

Zapaliła się we mnie “lampka ostrzegawcza” i jak się później okazało, miałem rację, bo to ten robotnik “złożył SB-ekom obszerne zeznania na temat mojej roli”…

Przekonywałem moich kolegów, że tu nie ma miejsca na jakieś awantury, po prostu odmówimy zjechania na dół i tyle, nikt nas siłą nie zapakuje do tych autobusów.

Kiedy winda przywiozła naszego kierownika w towarzystwie kilku oficjeli z miejscowej egzekutywy partyjnej, wyszedłem na czoło moich kolegów i powiedziałem, że tutaj nikt nie zniży się do tego stopnia, aby potępiać innych robotników za ich słuszny protest.

Jeden z czerwonych warknął: “mówcie w swoim imieniu obywatelu!”

Wtedy ten, który chciał ich zrzucać z komina złapał za łopatę i krzyknął: “wypierdalać stąd czerwone pająki, albo będziecie uczyć się fruwania, jeden po drugim, bez pomocy windy!”

Partyjniacy wsiedli do windy i odjechali, ale nasz kierownik został i zaczął przekonywać, że to się dla nas źle skończy.

“Zjedźcie i idźcie do hotelu, niech oni nie widza całej tej demonstracji, bedą myśleli, że pojechaliście na stadion”, dodał i wtedy kilku się “wyłamało i zjechało z nim na dół.

Zostało nas ośmiu i cierpliwie czekaliśmy do końca zmiany, co pozwoliłoby nam zjechać na dół, nie narażając się na zarzut, że opuściliśmy stanowisko pracy.

Po pewnym czasie kierownik odezwał się poprzez krótkofalówkę i powiedział, żebyśmy zjechali, bo on dostał polecenie wyłączenia prądu na czas przestoju.

Wprawdzie nie widziliśmy już autobusów, które już odjechały, ale po naradzie postanowiliśmy czekać do końca naszej zmiany.

Następnego dnia zaczynał sie mój tygodniowy urlop okolicznościowy i w duchu łudziłem się, że nic z tego nie wyniknie.

Po kilku następnych godzinach,kiedy nadszedł czas końca naszej zmiany, okazało się że winda nie działa i musieliśmy zejść na dół z 120 metrów, trzymając się konstrukcji zabepieczających windę.

Nikomu nic sięnie stało, ja pojechałem na urlop, a po powrocie kierownik powiedział mi, że mam się zgłosić do Dyrektora Działu Zatrudnienia we Wrocławiu.

Tam dowiedziałem się, że wszystko, co może dla mnie zrobić, to zgoda na złożenie podania o natychmiastowe zwolnienie z powodów osobistych i losowych…

Kiedy pisałem to podanie w jego gabinecie, dodał: “człowieku mieliśmy cię na liście pracowników na zgarniczny kontrakt, a tu zjawia się SB i żąda wpierw twoją Kartę Pracownika, jeden z nich pyta mnie, to takich ludzi towarzysz chce wysłać za granicę, po czym wyjasniają co ich sprowadza i żądają abym cię zwolnił dyscyplinarnie, a na odchodne jeden z nich rzuca, on już ma “wilczy bilet”…

W rzeczy samej, przez kolejne lata nie miałem co marzyć o zatrudnieniu w jakimkolwiek zakładzie i pozostała mi praca w stolarniach przy kolejnych Rolniczych Spółdzielniach Produkcyjnych na tzw. Umowę Zlecenie, odnawianą co 90 dni…

Pierwszą pracę w większym, państwowym zakładzie dostałem dopiero wtedy, gdy Solidarność została oficjalnie zarejstrowana.

Sierpierń 1980 roku mogłem obserwować jedynie z pozycji gorącego kibica dziejowych przemian, ale już wtedy zorientowałem się, że te “dziejowe zmiany” coraz bardziej przypominają mi procesy opisywane przez Rakowskiego, jako “bodźcce służące przede wszystkim gremiom władzy”…

Potem były inne znaki, jak wyraźnie “wpuszczenie w kanał” przy okazji tzw. Strajku po wydarzeniach w Bydgoszczy i jednoosobowa decyzja Bolensy, wtedy jeszcze “naszego wodza”, o zawieszeniu Strajku, przy zachowaniu tzw. “gotowości strajkowej” – to trochę tak, jak z “dążeniem Jarosława Kaczyńskiego do Prawdy smoleńskiej”, czy…

“ustawy 447, która nas nie dotyczy, choć są tajne rozmowy i zapadają ustalenia”

Tych i innych znaków czasu odnotowałem w moim zyciu dużo więcej, ale nie sposób wszystkie opisać.

Zupełnie dramatyczne znaki czasu, to zestaw informacji, jakie na początku 1982 roku uzyskałem od Edwarda de Virion’a, podówczas konsula RPA w Wiedniu, ale także byłego Powstańca warszwskiego i wieloletniego Prezesa Poloni w RPA. Porażajaca w swej tresci informacje do tego stopnia, iż zdecydowałem się na nielegalny powrót z USA do Polski pogrążonej w stanie wojennym, aby ostrzec liderów opozycji – tych średniego szczebla, ponieważ wierchuszka według relacji Edwarda już “jadła z michy” podstawionej im przez Kiszczaka. To materiał na długi wywód, ale jak mogłem się czuć, gdy z jednej strony bezsilność, bo jak zostałbym potraktowany, gdybym powiedział np. że Lech Wałęsa to agent, że stan wojenny służył temu,aby wyselekcjonować liderów tak, aby Kiszczak miał z kim dokonywać rewolucji bez rewolucji, a przy tym zapewnić sobie, oraz kolejnym pokoleniom UB-eków spokojny,dostani żywot i nietykalność… Nie dajcie się wpuścić w kolejny kanał!!!

Ja o tym wszystkim wiedziałem od Edwarda w początkach 1982 roku i co? – Dzisiaj tamta agentura nadzoruje całkowitą likwidację Polski – wtedy Nikt mi nie wierzył i dzisiaj też nie ma wielu, którzy mi wierzą…

Jeden z “ostatnich znaków” dotarł do mnie dwa dni temu, na koniec wrzucam link, o ile można go jeszcze odtworzyć, to sami przeczytacie…

Pojawiła się informacja – nie twierdzę, że osoba w tym filmiku nie mówi prawdy-

że zaobserwowano masowe wypłaty oszczędności w polskich bankach i transferowanie tych pięniędzy do banków zagranicznych i tu następuje rada dla Rodaków, aby zrobili to samo, bo “coś się szykuje”…

Dzisiaj, dwa dni po tym, jak dostałem tą informację od kogoś komu ufam, zastanawiam się: czy za tym zjawiskiem oczyszczania kont nie stoją czasami “stare kejkuty”? Może zaczynają przeczuwać lub wiedzą, iż realizacja ustawy 447 spowoduje, iż spora ich część, zostanie “wyślizgana” ( i nie wiedzą, czy akurat oni nie będą tymi “wyslizganymi”…przecież po przejeciu kontroli nad mniej wartościowym narodem tubylczym, w mniejszym, czy większym stopniu rolę “starych kejkutów” przejmie Mossad i ich własna agentura, która od lat jest już tu uplasowana, więc “stare kejkuty” totalnie zdemaskowane, oraz ich agentura, będą nowym okupantom potrzebni, “jak psu piąta noga”…

Jest też inna ewentualność, że ktoś dowiedział sie czegoś, co wiedzieć nie powinien i ruszony sumieniem, informuje Polaków…

Tak, czy inaczej, obie wiadomości i obie ewentualności są złe, o ile pokrywają się z faktycznym stanem.

Cóż to bowiem oznacza dla III R.P.?

Oznacza to, że cała propaganda sukcesu “bierze w łeb”, a swoja drogą, propaganda ta przypomina mi sytuację, gdy mały Mateuszek chodzi po całej okolicy i chwali się, jakie to bogactwa sa w Domu jego Rodziny ( Dom= Polska, a Rodzina = Naród polski).

Jakżesz głupi jest ten Mateuszek, bo przecież Dom nie ma żadnych zamków, nie ma płotu wokół, ani nikogo, kto mógłby pilnować, psy od dawna żrą z michy u sąsiadów i swoich dawnych suwerenów mogą, co najwyżej pogryźć…

Na domiar złego, podczas gdy głupi Mateuszek chwalipięta, łazi po okolicy i chwali się, to w Domu już są Obcy i sprawdzają,liczą dobytek i tajnie debatują, jak najłatwiej będzie ten Dom ograbić…

Mało tego, mają juz ze sobą silnego Donald’a, który podjął się zadania “wymuszenia od mieszkańców Domu tego, co tylko da się wymusić”…

W ostatnich dniach wymieniłem korespondencję z kimś, kto jest zaangażowany w przygotowanie Obrony Naszego Domu przed uroszczeniami żydowskimi.

Złożyłem pomysł o stworzeniu narzędzia, które dotyczy wzmocnienia inicjatywy ustawodawczej, a raczej Projektu, O zapobieżeniu Grabieży Polski, autorstwa Pana Stanisława Michalkiewicza, ale…Narzędzie to będzie tylko wtedy skuteczne, gdy miliony Polaków w Polsce i na Obczyźnie, zdobędzie się na “wysiłek” złożenia pod nim swoich podpisów, zlożenia podpisów online, co gwarantuje im anonimowość i eliminuje zagrożenie inwigilacją przez wiadome spec-służby…

Najbliższy czas pokaże, czy moja propozycja zastosowania tego Narzędzia, znajdzie aprobatę patriotów i Pana Stanisława Michalkiewicza…

Na koniec link do ostatniej informacji o operacjach finansowych, które mogą być także formą walki z Polakami, lub formą ubezwłasnowolnienia obecnej ekipy rządowej, która zamiast Powiedzieć Polakom całą prawde i zaufać Narodowi, wyraźnie nam nie ufa i woli udawać, że : “wszystko będzie dobrze, zaufajcie nam, wszystko jest pod kontrolą”…

To ostatnie, akurat może być Prawdą, zachodzi tragiczne w swojej wymowie pytanie: Kto sprawuje tą kontrolę???

link:

Leave a Comment